|
Od lunety Galileusza do telskopów kosmicznych
fot. P. Grzegorzek Taniec tysiąca tysięcy zasłon, czyli pół żartem, pół serio przy okazji wystawy „Od lunety Galileusza do teleskopów kosmicznych” Swoje wystąpienie rozpocznę od słów Józefa Ignacego Kraszewskiego – „Olbrzymim krokiem postępujemy w odkrycia – tu robią diamenty z węglika, ten wolę zowie płynem nerwowym, Gall maca duszę po wierzchu czaszki, para wiedzie wozy, ludzie suchą nogą depcą wodę, słońce samo maluje obrazy itd., itd., nie jestże to już koniec świata? Bo gdy z przyrodzenia spadnie ostatnia tajemnicy zasłona, cóż my tu na ziemi robić będziemy? Na naszą pociechę wiele jest jeszcze zasłon do odarcia, a gdy jedna się odkrywa, dwie na nowo zapadają!” Ta refleksja nasunęła się bodajże najpłodniejszemu z polskich pisarzy podczas odbytej w 1834r podróży na Wołyń, Polesie oraz Litwę. Cytat stanowi część opisu wizyty u hrabiego Aleksandra Chodkiewicza w Młynowie opodal Dubna. Był to jak na swój czas człek wykształcony, chemik, posiadacz znaczącej biblioteki i zbiorów dokumentów. Między innymi uważał on, iż zważył światło. Na owe czasy, a i dzisiejsze, wielu wydaje się to herezją. Biorąc jednak pod uwagę teorię korpuskularno – falową domyślamy się, że powinno ono mieć wagę, aczkolwiek nie dysponujemy nawet dziś odpowiednio czułymi przyrządami, aby ten fakt doświadczalnie potwierdzić. Kraszewski także dopuszczał tę myśl. Wszak waga powietrza w owych czasach także do niedawna była wielką niewiadomą, tak więc zważenie światła i ciepła wydawało się bliskie. Wystawa, którą udostępniamy od 18 grudnia 2011 tylko do 18 marca 2012 roku pokazuje, jak bardzo na przestrzeni dziejów rozwinęły się siły i środki wykorzystywane do obserwacji Wszechświata. Po przyrządach opartych na zasadzie celownika i muszki pojawiła się luneta. Uzyskane dzięki niej wyniki obserwacji potwierdziły, że Kopernik miał rację, przedstawiając model heliocentryczny dla naszego układu. Dzięki wyniesionym na orbitę teleskopom dowiadujemy się jeszcze więcej. Odbierając światło obiektów położonych kilkanaście miliardów lat świetlnych od naszej planety, nie powinniśmy wpadać w dumę ale zdawać sobie sprawę z tego, że tak naprawdę badamy historię a nie teraźniejszość Wszechświata. Co więcej pomimo ogromu pozyskanych informacji wciąż nie uzyskaliśmy odpowiedzi, jak on powstał. Istnieje kilka pomysłów, ale wszystkie one można umieścić w zakresie nauki zwanej przez samozwańczego profesora Jana Tadeusza Stanisławskiego mniemanologią stosowaną. Zanim przejdziemy do meritum sprawy, trzeba jeszcze sobie uzmysłowić, że analizując drobiazgowo rzeczywistość właściwie ją zabijamy. Inny przyrząd badawczy, Wielki Zderzacz Hadronów tuż przed uruchomieniem był w pewnych kręgach postrzegany jako usiłowanie zabójstwa Wszechświata. A przecież chodziło tylko o wykreowanie warunków z pierwszych chwil po Wielkim Wybuchu. To teoria posiadająca obecnie najwięcej zwolenników. Zdaniem lansujących ją uczonych wszystko to zaczęło się od uwolnienia gigantycznej ilości energii i materii w jednym punkcie przestrzeni, niewiele mniejszym od najmniejszej cząstki elementarnej. Owa niewyobrażalnie duża energia, rozprężyła się i wygenerowała znany nam częściowo Wszechświat. Większość materii jest ciemna i nigdy nie dowiemy się ile jej jest naprawdę. Do dziś nie znamy jego rozmiarów i trudno przewidzieć jakie będą jego losy. Astronomia to jedna z tych dziedzin nauki, w których ocean niewiedzy dominuje nad morzem wiedzy. Coraz doskonalsze przyrządy badawcze dają nam szansę zmiany proporcji, ale wiele wskazuje na to, że do pełnego poznania nigdy nie dojdzie. Przy okazji tej hipotezy należy zwrócić uwagę na jeszcze jedną osobliwość. Jest nią wszechobecny zarówno na poziomie atomu jak i galaktyk oraz ich gromad ruch wirowy. Analizując rzecz dalej zauważamy, że materia jest rozprzestrzeniona na podobieństwo piany, zamiast odłamków granatu, co byłoby prostą konsekwencją przyjęcia teorii Wielkiego Wybuchu. Wiele wskazuje na to, że znany nam Wszechświat przypomina bąbel zrobiony z piany. Materia jest rozmieszczona głównie na powierzchni sfery o średnicy przekraczającej 26 miliardów lat świetlnych. Bąbel ten wciąż się rozszerza, i szacunki z ułamka sekundy na ułamek sekundy tracą aktualność. Przestrzeń poza bąblem ma być pozbawiona materii. Ale nie jest to takie pewne. Oto druga koncepcja. Jest nią model inflacyjny, który sugeruje, że to co nazywamy Wielkim Wybuchem wyglądało nieco inaczej, zaś punkt początkowy wcale nie musiał być bardzo mały. Według lansujących ją uczonych, zjawiska które zaistniały u zarania dziejów przypominały uwalnianie się bąbelków materii w pustej ale ograniczonej przestrzeni na podobieństwo uwalniania się sprężonego w wodzie gazu tuż po otwarciu butelki. Konsekwencją przyjęcia tego poglądu jest uznanie, że wraz z innymi Wszechświatami zostaliśmy nabici w potwornych rozmiarów butelkę. Zasadniczą wadą tej koncepcji jest dopuszczenie możliwości uprzedniego skoncentrowania w ograniczonej przestrzeni całkowitej pustki. Osobiście obstawałbym przy piance montażowej. Tłumaczyło by to nagłe pojawienie się kolosalnej ilości skoncentrowanej materii już pierwszych kilku sekundach stworzenia. Ale nigdy się tego nie dowiemy, ponieważ nasz wszechświat może być jednym z kilkudziesięciu tysięcy bąbelków, a zbiornik z pianką znajdować się setki miliardów lat świetlnych od nas. Przyjęcie tego póki co humorystycznie sugerowanego scenariusza wskazuje, że Wszechświat, podobnie jak owa pianka po opuszczeniu pojemnika będzie się rozszerzał do pewnego punktu, by w końcu zastygnąć i umrzeć. A chwila ta wydaje się stosunkowo bliska, skoro temperatura przestrzeni międzygwiezdnej spadła poniżej 3 stopni Kelvina i wciąż się obniża. Trzecia koncepcja, którą znalazłem w książce „Wszechświat katastroficzny” opublikowanej przez prof. Pacholczyka. Czy był jej autorem, mam pewne wątpliwości. Wiadomo, że u zarania dziejów, jakieś 20 kilka miliardów lat temu, tuż przed Wielkim Wybuchem nie było niczego. Musiała być po prostu totalna pustka. Nie było światła, nie było najmniejszej nawet cząstki elementarnej. Nie uświadczyłbyś ni kwarka, ni cytując Stanisława Lema, skwarka z których powstały cząstki elementarne. Nie uświadczyłbyś nawet jednego gluona, z których powstały owe kwarki i skwarki. Jak nam się wydaje, na przysłowiowy zdrowy, chłopski rozum, taka przerażająca pustka może być tylko jedna. Bardzo się jednak mylimy. Zdaniem zwolenników tej teorii totalna pustka była dwu rodzajów. Jedna symetryczna, druga asymetryczna. I kiedyś jedno wielkie Nic zderzyło się z drugim Niczym i tak to wszystko się zaczęło, by trwać do dziś. Jest jeszcze czwarta koncepcja, która zakłada, że Wszechświat już osiągnął swój rozmiar graniczny, zastygł i dalej nie będzie się rozszerzał. Ba nawet nie ma mowy o ponownym skurczeniu się. Inna historia to pogląd Adama Wiśniewskiego-Snerga podany w pracy: Jednolita teoria czasoprzestrzeni, opublikowanej w 1990 r. W dużym uproszczeniu, wszystko co nas otacza, także to co obserwujemy dzięki coraz doskonalszym przyrządom oraz my sami jesteśmy li tylko przypadkowymi zaburzeniami czasoprzestrzeni. Podczas otwarcia wystawy zwrócono mi uwagę na to, że w swoich rozważaniach pominąłem rolę Boga. Twórcy wystawy, także nie poruszają tej kwestii, zwracając przy okazji uwagę na to, że wiele znaczących badań kosmosu, dzięki dopiero co odkrytej lunecie wykonali jezuici. Przykładem są badania astronomiczne jezuity Karola Malaperta wykonywane w 1613 r. w Kaliszu. Zatem nie będę pierwszym, który tak czyni. Już według tradycji Pierre Simon de Laplace miał odpowiedzieć Napoleonowi I – Sire, ta hipoteza nie jest mi potrzebna. Nie tylko ja tak czynię. Czyż nie usuwa się Boga z nauczania w USA wprowadzając, w imię poprawności politycznej, pojęcie Inteligentnego Projektu, pomijając imię Projektanta. I tutaj powracamy do naszej wystawy. Z poczynionych obserwacji wiemy, że nasza galaktyka znajduje się gdzieś tak w środku peletonu. Wiele galaktyk ucieka, co widać po przesunięciu ich widma ku czerwieni. Dla odmiany Andromeda nas dogania, ponieważ jej widmo jest mocno przesunięte ku błękitowi. Co więcej wkrótce zderzy się z naszą galaktyką. Niewykluczone, że któregoś dnia ktoś zauważy, że wszystko dzieje się na odwrót, czego ostatecznym kresem będzie osiągnięcie stanu jednego małego punktu, który ponownie wybuchnie. Tym sposobem zostanie potwierdzony pulsacyjny model Wszechświata, także mający sporo zwolenników. Oczywiście nas to raczej nie będzie dotyczyło, ponieważ już za cztery no może pięć miliardów lat Układ Słoneczny, z którego dopiero co wyrzuciliśmy Plutona, przestanie istnieć, ponieważ pochłonie go znacznie rozszerzone Słońce. A skąd o tym wiemy. Jak zaznaczyłem, dzięki nowoczesnym przyrządom obserwacyjnym poznajemy historię Wszechświata. Historia jest nauczycielką życia. A śladów takich zdarzeń sporo znaleźliśmy w dostępnym nam kosmosie. Z poczynionych obserwacji uzyskujemy sporo przesłanek do wyciągania wielu wniosków. Dzięki nim konstruujemy na przykład kolejne modele Wszechświatów. Niestety wiele koncepcji, w tym także wykreowany przed wynalazkiem lunety model geocentryczny, należą do kategorii hipotez, które klasyfikujemy jako fałszywe wnioski z prawdziwych przesłanek. Prawdopodobnie miejsc zupełnie pozbawionych godnych obserwacji obiektów brak. Zagadkę stanowi ciemna materia i ciemna energia. Najlepszym dowodem na poparcie tej tezy jest słynne Głębokie Pole Hubble’a. Tam, gdzie do tej pory, jak się wydawało, nie było niczego, okazało się, że galaktyki wręcz tłoczą się, niczym pasażerowie w godzinach szczytu w krótkim autobusie. Ten teleskop dostarczył bardzo wielu ciekawych informacji. Koszt jego budowy i wyniesienia na orbitę to aż 1,5 miliarda dolarów. Wydaje się, że to bardzo dużo, ale to tylko nieco mniej niż kosztują 30 wysokiej klasy amerykańskie czołgi wykorzystywane w obecnych konfliktach. Wróćmy jednak do kosmosu. Zagadek z kręgu tańca tysiąca tysięcy zasłon jest tam bardzo wiele. Weźmy na przykład takie czarne dziury. Nie wiemy dlaczego istnieją, nie jesteśmy w stanie dokładnie im się przyjrzeć, ale jesteśmy przekonani, że występują w trzech rodzajach. W tym przypadku musimy zwrócić uwagę na koncepcje, która traktuje te obiekty jako bramy prowadzące do innych Wszechświatów, których istnienia domyślają się zwolennicy drugiego z omawianych modeli. Czarna dziura w naszym Wszechświecie byłaby białą dziurą w tamtym Wszechświecie. Przeciwko tej hipotezie przemawia brak analogicznych tworów w znanej nam części naszego Wszechświata. Techniki obserwacji nieba wciąż się rozwijają. Dlatego wkrótce na orbicie znajdą się kolejne teleskopy. Także technika ziemska nie jest ostatecznie zamkniętą kartą. Wbrew temu co pesymistycznie sądził Józef Ignacy Kraszewski jest na co patrzeć do przysłowiowego końca Wszechświata i dzień dłużej. Nauka ciągle się rozwija i tajemnice natury wciąż ekscytują kolejne pokolenia badaczy. Ta wystawa ma przybliżyć tylko jeden z kierunków badawczych. Przeciętnemu człowiekowi trudno będzie ów postęp ogarnąć, a nawet skorzystać z jego dobrodziejstw. Częściej będzie doświadczał jego negatywnych stron. Ciężka będzie dola uczniów szkół wszystkich szczebli. Co prawda, mózg ludzki wciąż jest lepszy od komputera najnowszej generacji, ale kto wie jak długo jeszcze. Nawet sobie nie wyobrażam jak będzie wyglądała Matura 2050.
Słowo kuratora wystawy mgr Piotra Grzegorzka. Chrzanów dnia 22.12.2011 r.
|
|